Dzień: 1 – Piątek

8 września 2006

No i w końcu zaczęliśmy się pakować. Mieliśmy obawy, czy wszystko się zmieści. „Na oko” wyglądało to źle, ale jak się dopieściło i zoptymalizowało wykorzystanie przestrzeni ładunkowej, to się i zmieściło! Przed samym wyjazdem Uolly zaserwował spagetti i kawusię z małym co-nieco. Tak więc wyjazd, który miał się rozpocząć o 18:00 opóźnił się troszeczkę. Ale warto było.
Nasze żony dały nam przepustkę. Negocjacje były prowadzone indywidualnie i szczegóły pozostają tajemnicą każdego z uczestników. A więc klamka zapadła! Zostawiliśmy w Krakowie wszystko co ważne i co mogło poczekać.
Spakowaliśmy całe żarełko oraz „skrzynię nr 5” . Żarełka okazało się fakt faktem za dużo i każdy wrócił z nadmiarem kilogramów. A zawartość skrzyni numer 5 była poważnie niedoszacowana – większość poszło w pierwszy dzień.
Na pierwszego kierowcę dał się wrobić Uolly, a reszta wolna zamieniła się w degustatorów miejscowych trunków – szczególnym upodobaniem darząc kolor pomarańczowy.
Pomimo wcześniejszych analiz i szczegółowych wydruków, według których mieliśmy wsiąść na prom w Sassnitz, Max zrobił nam wycieczkę przez ROSTOCK. Mogliśmy tutaj wsiąść na prom, ale mieliśmy spory zapas czasu. Prom z Sassnitz startował o tej samej godzinie, a ten płynął o 2 godziny dłużej. Cena promu z Rostock była o 10 euro większa, a do Sassnitz było ok. 100km. No cóż, jak sobie fundnął wycieczkę, to niech prowadzi. Sam nie wiedział, że lubi podróżować i że będzie miał kilka pamiątek. Teraz ma z tej okolicy parę fajnych fotek, które obecnie znajdują się w archiwach DEUTSCHE POLIZEI. Max się wściekał, że tak z zaskoczenia i że nie zdążył sobie poprawić fryzury! Czekamy na nie z niecierpliwością!