Swedseayak2006

Wyprawa na Archipelag Południowy
Szwecja, wrzesień 2006

 

Podziękowania

Dziękujemy naszym rodzinom za wyrozumiałość i cierpliwość, Kubie Radlińskiemu i Marcie Rey za pomysł, zaproszenie, gościnę i okazaną pomoc, oraz Wszystkim, którzy nam pomagali, kibicowali i nie przeszkadzali.

Benek, Bober, Uolly i Max

 


Wstęp

team.jpg

Pomysł wyprawy w ten rejon powstał podczas jednej z rozmów telefonicznych z Kubą. Kuba podczas swojego pobytu w Szwecji mieszkał na jednej z wysp Archipelagu Południowego, niedaleko Goteborga. Codziennie pływał promem z wyspy na wyspę i na stały ląd. Jego opowieści o urokach tego zakątka oraz zaproszenie wraz z deklaracją pomocy na miejscu były dla mnie bardzo zachęcające. Pozostało zebrać ekipę!.. A ekipa w osobach Benka, Uolka, Boberka i mnie zmontowała się szybko. Pomysł był dość egzotyczny. Mieliśmy spore doświadczenie w kajakarstwie nizinnym i górskim, natomiast nikt z nas nigdy nie pływał w kajakach morskich na otwartym morzu. Również zjawiska występujące na morzu czy oceanie były dla nas wyzwaniem. Duże odległości pomiędzy wyspami i stałym lądem, silny wiatr, zmienna i duża fala, prądy morskie, szybka zmiana pogody, brak słodkiej wody oraz współdzielenie szlaków żeglownych z innymi użytkownikami jak tankowce, potężne promy, szybkie łodzie motorowe czy żaglówki były czymś nowym. Pozostało wyznaczyć termin, zorganizować ok. 10 dni wolnego oraz przygotować sprzęt. Termin wyprawy został określony na 8-17 wrzesień 2006. Na pogodę nie mieliśmy wpływu, choć wiedzieliśmy, że w tym okresie jest bardzo kapryśna i deszczowa. Postanowiliśmy zabrać ciepłe rzeczy do pływania, te stosowane w kajakarstwie górskim (pianki, wodoszczelne kurtki, rękawiczki neoprenowe itp.). Również prowiant w postaci gotowych zestawów jak zupki czy gotowe dania w słoikach (będące również sporym wyzwaniem dla naszych żołądków) postanowiliśmy zabrać z Polski. Raz, że taniej, dwa – na miejscu nie będziemy mieli czasu na robienie zakupów. Tę część operacji przygotowawczej wziął na siebie Uolek i Benek.
Każdy z uczestników we własnym zakresie zorganizował sobie urlop jak i przepustkę od rodziny. Finalnie plan wyprawy wyglądał tak, że mieliśmy wyruszyć w piątek 8 września o 18:00 (żeby zdążyć na prom o 8:00). Na miejscu mieliśmy się zameldować późnym popołudniem. Na niedzielę było zaplanowane zwiedzanie Goteborga, a popołudniem odbiór kajaków. Na podbój archipelagu mieliśmy wyruszyć w poniedziałek rano. Ponieważ Kuba z Martą mogli do nas dołączyć tylko na jeden dzień i to we środę, więc musieliśmy dostosować plan eksploracji tak, abyśmy mogli ten dzień spędzić razem. Pływanie miało trwać do piątku wieczorem. W sobotę rano mieliśmy wracać do Polski. Musieliśmy zdążyć na prom o 13:00. W Krakowie mieliśmy być w niedzielę nad ranem, tak aby załapać się jeszcze na kilka godzin snu. Przecież w poniedziałek musieliśmy być w pracy świezi, pogodni, wypoczęci i tryskający energią (przynajmniej z pozoru). Na szczęście bywają takie dni, kiedy można odpocząć w robocie…
Ktoś może zapytać, po co to robimy, przecież każdy dzień to same niewygody. Długa podróż, przerzucanie mnóstwa sprzętu, komary, meduzy, wilgoć, zimno i gorąco, niewygodne spanie, zagadkowe jedzenie itd. Benek potrafił to wszystko wyjaśnić swoim autorskim stwierdzeniem: „Bo lubimy ten rodzaj zmęczenia”

Max